Nawet 5 tys. zł kary grozi osobie, która nie zastosuje się do zarządzenia ministra rolnictwa. Zgodnie z nim, od wczoraj, w związku z zagrożeniem ptasią grypą, drób musi pozostawać w zamkniętych pomieszczeniach.
A nasz region jest wielkim zagłębiem drobiowym. Koncentruje się tutaj 25 proc. krajowej produkcji. Mamy około trzech milionów indyków oraz 12 mln kaczek, gęsi i kurczaków.
Drób musi iść pod klucz. Już dziś właściciele kur, kaczek, indyków, a nawet gołębi na Warmii i Mazurach mogą się spodziewać nalotu służb weterynaryjnych czy nawet policji.
Na pierwszy ogień pójdą gospodarstwa w pobliżu zbiorników wodnych. – Bo w takich miejscach gromadzi się ptactwo wędrowne, które może być potencjalnym nośnikiem wirusa ptasiej grypy – wyjaśnia dr Mirosław Karczewski, powiatowy lekarz weterynarii w Olsztynie.
Dziś dr Karczewski ma zrobić zwiad w okolicach Dobrego Miasta.
Zgodnie z rozporządzeniem ministra rolnictwa, cały drób musi być w zamknięciu. W ten sposób służby weterynaryjne chcą uchronić Polskę przed zagrożeniem ptasią grypą, która – co potwierdziły badania – już jest w Europie. Groźny wirus wykryto w Rumunii i Turcji. Za łamanie ministerialnych przepisów grożą kary. – Do pięciu tysięcy złotych – informuje Mirosław Karczewski.
Na wszelki wypadek
Wszystkie gminy w regionie przygotowują się na najgorsze. Gdyby wykryto wirusa u ptaków w Polsce, trzeba będzie wybijać stada drobiu. Coś trzeba zrobić z padliną. – Ministerstwo wyznaczyło nam zakład utylizacyjny w Krasnosielcu – zdradza dr. Karczewski. – A gdyby nie był w stanie odebrać padliny, wówczas będzie ona zakopywana w gminach – miejsca zostały wyznaczone. Gminy zabezpieczyły też ciężki sprzęt.
Jednak specjaliści uspokajają, że epidemii ptasiej grypy w Polsce nie ma. Ewentualne zagrożenie może wzrosnąć wiosną, kiedy do Polski zacznie z południa Europy wracać ptactwo wędrowne, które być może zetkną się na zimowiskach z zarażonymi wirusem innymi ptakami.
Miliony indyków
Ptasia grypa to poważne zagrożenie dla gospodarki naszego województwa. Nawet same pogłoski o jej nadejściu są w stanie zatrzymać sprzedaż drobiu i wyeliminować z rynku kilkuset hodowców. A wtedy źródło utrzymania może stracić kilka tysięcy osób.
– Przez pogłoski o ptasiej grypie produkcja w tym roku będzie mniejsza o 20 proc. – mówi Andrzej Jodko, przewodniczący Związku Hodowców Drobiu w Olsztynie. – Ja zrezygnowałem z produkcji na pół roku. Przeczekam, aż sytuacja się uspokoi. Sytuacja może być podobna do tej, jaką mieliśmy przy okazji wieści o chorobie szalonych krów.
Jeszcze nikt nie skomentował tego artykułu. Zrób to pierwszy!