PKS Olimpia Elbląg po rundzie jesiennej prowadzi w tabeli warmińsko-mazurskiej grupy IV ligi. Podopieczni trenera Andrzeja Biangi są jedną z trzech drużyn w Polsce, obok GKS Katowice i Orląt Radzyń Podlaski, które nie przegrały jesienią meczu w czwartoligowych rozgrywkach. – Naszą siłą był wyrównany zespół, w którym tak na dobrą sprawę jest tylko trzech piłkarzy pamiętających występy w III lidze – przyznał Andrzej Bianga.
Runda jesienna zakończyła się podwójnym sukcesem elblążan, bo nie dość, że zajmują fotel lidera, to na dodatek w lidze nie pozwolili się nikomu ograć (12 zwycięstw i pięć remisów).
A miano niepokonanego zespołu z pewnością dobrze wpłynie na psychikę podopiecznych Andrzeja Biangi, tym bardziej że podobnym wyczynem mogą się pochwalić jedynie dwie IV-ligowe drużyny w Polsce – GKS Katowice, który pod rządami prezesa Jana Furtoka i trenera Lechosława Olszty nie miał sobie równych w śląskiej grupie 1, oraz Orlęta Radzyń Podlaski (grupa lubelska). Nie od rzeczy jest przy tym wspomnieć, że w Elblągu sięgnęli po ten sukces nie tylko ,głośnymi nazwiskami” – owszem, na początku rozgrywek pewne miejsce miejsce w składzie mieli znani z występów w ekstraklasie Sławomir Suchomski i Bogusław Lizak, ale w miarę upływu czasu byli coraz częściej wypierani ze składu przez młodych piłkarzy (w kadrze jest siedmiu zawodników, którzy nie ukończyli 23 lat), a efekt był taki, że pięć kolejek przed końcem rozwiązano kontrakt z Suchomskim, a i pozycja Lizaka jest coraz bardziej niepewna.
Teraz mu żal
Przed rozgrywkami powszechnie mówiło się o tym, że Olimpia będzie toczyć walkę o miejsce na topie tabeli z beniaminkiem z Dobrego Miasta. I tak się też stało – trener Andrzej Biedrzycki sprawnie, mimo tylko trzytygodniowego okresu przygotowawczego, poukładał drużynę, dzięki czemu DKS, w głównej mierze opierając się na tak doświadczonych piłkarzach jak Marcin Kłosowski, Tomasz Radziwon i Łukasz Kościuczuk, nazbierał mnóstwo punktów. – Gdyby mi na starcie rozgrywek ktoś obiecał 39 punktów, to bym je wziął w ciemno – mówi Biedrzycki. – Teraz mi jednak żal, szczególnie straconego w ostatniej minucie zwycięstwa nad Olimpią Elbląg oraz głupiej porażki z Mazurem w Ełku (Mazur wygrał jesienią tylko jedno spotkanie, właśnie z DKS – red.). Mimo wszystko uważam, że jak na beniaminka statystyki mamy całkiem dobre, szczególnie jeśli chodzi o defensywę (dwie stracone bramki w meczach na własnym stadionie i pięć w spotkaniach wyjazdowych – red.). Strzelaliśmy jednak trochę za mało goli, ale w dużej mierze dlatego, że przewidziani do gry z przodu Tomek Włodarczyk i Marek Kryński borykali się z kontuzjami – kończy Biedrzycki.
Szumieli do końca
Trzecią siłą ligi był kolejny beniaminek, czyli Płomień Ełk. Kiedy na inaugrację rozgrywek Płomień rozgromił w Ełku 6:1 Start Kombet Działdowo, to patrzono na ten wynik z dużym przymrużeniem oka – ot, beniaminek musi się na początku wyszumieć. Tymczasem drużyna Andrzeja Dadury ,szumiała” do końca rundy – grała ofensywny futbol, w efekcie strzeliła najwięcej goli ze wszystkich drużyn, bo aż 51, co daje świetną średnią trzech bramek w jednym spotkaniu. – Poszliśmy tą drogą i opłaciło się. Okazało się, że jak się dużo strzela, to się wygrywa – mówi trener Dadura.
Dwaj inni beniaminkowie mieli kłopoty z przystosowaniem się do realiów panujących w IV lidze – po pięciu kolejkach Olimpia Olsztynek miała na koncie cztery, a Start Nidzica tylko jeden punkt. Jednak w miarę rozwoju sytuacji okazało się, że da się w tej lidze zdobywać punkty, dlatego z pewnością nie można powiedzieć, że udział tych drużyn w rozgrywkach jest jakimś rozczarowaniem.
Osobna historia
Osobną historię jesiennych rozgrywek stanowi przypadek OKS 1945 Olsztyn, który po spadku z III ligi przeżywał bardzo trudne chwile, było nawet realne zagrożenie, że zespół przestanie istnieć. Katastrofy udało się uniknąć dosłownie ,za pięć dwunasta”, ale start OKS miał co najwyżej średni; dość powiedzieć, że w pierwszych sześciu kolejkach drużyna pod kierunkiem Daniela Dylusia uzbierała zaledwie sześć punktów. Jednak w kolejnych jedenastu, już pod kierunkiem Andrzeja Nakielskiego, wzbogacili się o 27 punktów. – Wygraliśmy osiem meczów, zremisowaliśmy trzy. Można powiedzieć, że pewnie zwyciężaliśmy i pechowo remisowaliśmy – mówi Andrzej Nakielski. – Gdyby przyjąć założenie, że rozgrywki zaczynają się od siódmej kolejki, to na koniec jesieni mielibyśmy tyle samo punktów co Olimpia Elbląg, o dwa wyprzedzalibyśmy DKS, a o pięć Płomień. No, ale jest jak jest, czyli na dziś mamy osiem punktów straty do lidera. O ile ta różnica wydaje się być ogromna, o tyle uważam, że nasza gra już się wyraźnie poprawiła, a wiosną będzie jeszcze lepsza. Zapowiadają się więc ciekawe czasy.
Dobra maniera Motoru
Jesienią prezesi klubów IV ligi w naszym regionie byli nad wyraz cierpliwi – szkoleniowiec zmienił się tylko w OKS. Za to należą się piłkarskiemu środowisku duże brawa, z kolei olsztyński przypadek trzeba koniecznie traktować wyjątkowo – po prostu w tym klubie z dnia na dzień nastąpiła ogromna zmiana pokoleniowa, do kadry drużyny włączono kilkunastu juniorów Naki Olsztyn i Nakielski, ich trener ,od zawsze”, pasował do tego układu jak nikt inny.
Jesienią były w IV lidze drużyny, które grały zrównoważony futbol, co należy rozumieć w odniesieniu do punktów zdobywanych na wyjeździe i na własnych stadionach. Równie dobrze w domu i ,w gościach” – grały – co zrozumiałe – zespoły z czuba ligowej tabeli, warto podkreślić, że tę dobrą manierę przyjął prowadzony przez Jerzego Budziłka Motor Lubawa (13 punktów na wyjeździe, 15 w roli gospodarzy, przy czym część meczów Motor rozegrał w Kurzętniku). Były jednak i takie drużyny, które gros punktów zdobywały tylko u siebie – Paged Huragan Morąg (19 na własnym stadionie i 9 na wyjeździe), Start Kombet Działdowo (16/7), Olimpia Olsztynek (15/6), Start Nidzica (11/4), Orlęta Rema Reszel (14/4) oraz Warmiak Łukta (16/3).
Wartościowy Ruszkul
Liderem najkuteczniejszych piłkarzy IV ligi jest na półmetku Marek Śnieżawski z Sokoła Ostróda, który strzelił 14 goli. Jak twierdzi trener ostródzian Dariusz Gergola, to duże pocieszenie i splendor dla klubu, bo w rundzie jesiennej zespół zagrał poniżej oczekiwań. Tylko jedną bramkę mniej zdobył Krzysztof Wierzba z Olimpii Elbląg, który po wyjeździe z Olsztyna znów odzyskał skuteczność. Na trzecim miejscu na liście snajperów uplasował się Piotr Ruszkul z Orląt Reszel. W jego przypadku można chyba się pokusić o stwierdzenie, że był to najbardziej wartościowy piłkarz w lidze – Ruszkul strzelił aż 12 z 20 bramek, jakie zdobyły jesienią Orlęta, czyli był autorem aż 60 procent goli! Taka postawa nie mogła pozostać niezauważona – dziś jest niemal przesądzone, że wiosną Ruszkul będzie już strzelał gole dla DKS Dobre Miasto.
tak trzymać to moze w III lidze pogramy
DKS ma wzmocnic tez Radziszewski z OKS
nie oszukujmy sieco my mozemy zrobic z taka gra w 3 lidze a piknikowcy sa u nas
nie kibice